Rozdział IV
Mam moc!
I znowu szkoła. Najgorsza
rzecz jaka mnie spotkała. No i jeszcze rozmowa z Adelą. Muszę jej wszystko
wytłumaczyć. Przez pół nocy myślałam jak jej to wszystko powiedzieć. No i jak
wytłumaczyć nauczycielom moją wczorajszą ucieczkę z lekcji.
W pół do szóstej. Czas
wstawać. Odsłoniłam zasłony, otworzyłam okno, i zrobiłam wielki wdech. Już z
rana czuć było ciepło. Pościeliłam łóżko, i poszłam się umyć. Miałam własną
łazienkę, więc mogłam tam siedzieć ile tylko chciałam. Umyłam się i uczesałam.
Potem wróciłam do pokoju i ubrałam się. Postanowiłam założyć moje ulubione,
króciutkie spodenki z dziurami, bluzkę z napisem PEACE i czarne trampki.
Wzięłam swoją torbę z Eda Hardego i zeszłam na dół coś zjeść. Gdy byłam mała
zjeżdżałam po poręczy naszych zakręconych schodów. Teraz już tego nie robię.
Nie wiem dlaczego akurat dziś miałam na to ochotę? Zaraz koło schodów była
kuchnia. Wyciągnęłam z lodówki masło i dżem, i zrobiłam sobie kanapki. Napiłam
się soku i wyszłam do szkoły. Na nogach szło się bardzo długo, ale przynajmniej
porządnie się dotleniłam. Kiedy byłam w połowie drogi stało się coś dziwnego.
Zobaczyłam dwie ciężarówki. Wyglądały jakby się ze sobą ścigały. Dojeżdżały do
sygnalizacji świetlnej kiedy zgasło zielone światło, a zaświeciło się czerwone.
Żadna ciężarówka nie zwalniała, a na pasach przechodzili ludzie.
-Uwaga!
Krzyknęłam z całych sił ale
nikt mnie nie usłyszał. Ciężarówki były coraz bliżej. Musiałam zareagować.
Zaczęłam biec do ludzi. Zawsze byłam wolna a teraz biegłam jakby mnie wystrzelili
z armaty. Czułam adrenalinę! Kiedy dobiegłam do pasów, ciężarówki już były
naprzeciwko mnie. Wystawiłam ręce i zamknęłam oczy. Ciężarówki stanęły!
Zatrzymałam je!
-To nie możliwe.
Nic mi się nie stało.
Zniszczyłam tylko trochę asfaltu. Ludzie zaczęli się schodzić, i pytać jak to
zrobiłam. Sama nie wiedziałam jak. Nie odpowiedziałam tylko pobiegłam do
szkoły. Do budynku dobiegłam w parę minut. Kiedy weszłam do szkoły od razu
zobaczyłam Adelę.
-Choć.
Zaciągnęła mnie do składzika.
-No dobra, gadaj.
-Już.
Wzięłam głęboki oddech i…
-Victorię znam z poprzedniego
życia. Wtedy nazywałam się Nicol Stevens. Zginęłam w wypadku, a wczoraj
rozmawiałam z Bogiem.
-Kłamiesz! Nie ufasz mi!
-Ufam ci! JA NIE KŁAMIĘ!
-Serio?
-Serio.
-Ja nie mogę. Czyli żyjesz
już drugi raz?
-Tak.
-Ale to dziwne.
-Chciałam ci powiedzieć
wcześniej ale bałam się że nie zrozumiesz, albo uznasz mnie za wariatkę.
-Nigdy nie będziesz dla mnie
wariatką.
-Miło to słyszeć.
-Jak dokładnie zginęłaś?
-Jechałam z klasą na
wycieczkę. Wjechała w nas ciężarówka. Miałam wtedy dwanaście lat.
-Byłaś taka młoda.
-Tak.
-A kim jest dla ciebie
Victoria.
-Była moją przyjaciółką.
Wczoraj z nią rozmawiałam.
-Kiedy?
-Po szkole w parku.
-Jeszcze jedno pytanie.
-Dobra.
-Serio rozmawiałaś z Bogiem?
-Wczoraj po naszej krótkiej
rozmowie.
-I co ci powiedział?
-Że mam pomagać ludziom.
-Jak?
-Powiedział że mam moc.
-Że niby jesteś jak Superman
czy co?
-Chyba tak.
-Dobra. Po tym co mi dziś
powiedziałaś to ci wierzę, ale chcę żebyś mi pokazała jak używasz swoich mocy.
-Jeszcze nie wiem jak.
-No ale skoro wiesz że je
masz to coś się musiało stać, tak?
-Tak dziś był wypadek a ja…
-A ty co zrobiłaś?
-Zatrzymałam dwie ciężarówki.
Rękami.
-Łał!
-Jeszcze tak do nich szybko
podbiegłam. Szkoda że tego nie widziałaś.
-Po szkole pokarzesz mi te
moce.
-Dobra.
-Choć na lekcje.
I poszłyśmy na lekcje. Po
drodze jeszcze gadałyśmy o szczegółach mojego bohaterskiego czynu.
Reszta lekcji minęła
normalnie. Po szkole poszłyśmy do lasu żeby zobaczyć co jeszcze potrafię.
-To co mam zrobić?
-Spróbuj wyrwać drzewo.
-Ok. Wyrwę, zobaczysz.
Złapałam drzewo obiema rękami
i mocno pociągnęłam. Wyrwałam je z korzeniami.
-Super!
-Ale jazda. Co teraz?
-Hm. Biegnij jak najszybciej
do tamtego połamanego drzewa i zawróć.
-Tamtego daleko?
-Właśnie tamtego.
-Spoko.
Przyjęłam taką pozycję jaką
przyjmują sportowcy, i ruszyłam. Biegłam naprawdę szybko.
-Super Natalie! Nie jesteś
może taka szybka jak Flash czy Edward ze zmierzchu, ale i tak jesteś bardzo
szybka.
-Tylko bardzo szybka? Jak na
mnie to jestem super szybka!
-Jak na ciebie to tak. Dobra,
teraz spróbuj doskoczyć do samego wierzchołka tego wysokiego drzewa.
-Dobra.
Może i drzewo było wysokie,
ale spróbować było można. Przygotowałam się do skoku, i fiuuuuu! Na sam
wierzchołek.
-Jesteś boska!
-Dzięki!
Zeskoczyć było łatwo. Po
prostu puściłam gałąź, i zeskoczyłam.
-A morze ty umiesz latać?
-Nie sądzę.
-Spróbuj.
Spojrzałam w górę i
pomyślałam o lataniu, i nic.
-Nie umiem latać.
-Laser w oczach?
Skupiłam się na drzewie, ale
też nic.
-Albo super słuch, i może potrafisz
widzieć przez ściany.
-Nie sądzę!
-Dobra, dobra. Nie wkurzaj
się.
-Nie wkurzam się. Po prostu
nie mogę mieć mocy wszystkich super bohaterów.
-Z kąt wiesz.
-Bo czuje moje moce. Czuje je
we mnie.
-Aha.
-Jestem zmęczona, możemy już
iść?
-Jasne. Ja też jestem
zmęczona.
-Niby czym?
-Gadaniem.
-Aha.
Nie miałam spokojnego powrotu
do domu. Adela cały czas mówiła mi jakie mogę mieć jeszcze moce. Ale ja lubię
to jej gadanie. Lubię ją taką jaką jest.